Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Maj 2006 Posty: 261 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2006-05-30, 01:28 Moja walka z "jeziorkami"--Ala
Opowiem o mojej syzyfowej pracy przy budowie stawu, i dwóch oczek wodnych.
Najpierw wykopałam dziurę pod jabłonką. Był rok 1998. Dziurę wyłożyłam folią, obsadziłam cieniolubnymi roślinami i przez całe lato wyławiałam liście z wody...Nad oczkiem stanął Leoś – miał za zadanie sikać i robić plusk wody, bo budząc się rano chciałam słyszeć, że mam oczko. Zamieszkał w oczku czerwony karaś, nazwany Bernadetką.
I na tym powinnam zabawę zakończyć, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia!
Na niezagospodarowanej części działki, w najniżej położonym miejscu, był ponoć kiedyś staw. Wiosną zbierała się tam woda do kostek. Rosły trzciny. Zamówiłam koparkę i do roboty. Domownicy pukali się w czoło, a ja w wyobraźni widziałam moje własne jeziorko. Za płotem leniwie płynie strumyk, wstawiłam pompę i po dwóch dniach „jeziorko” widzieli już wszyscy.
Latem 1999 roku rosły już nad nim irysy, pałki, tataraki, sity, kaczeńce, trawy, gunnera, tarczownica, z wody wystawała przęska, strzałka i wiele innych przytarganych przeze mnie roślin. Z pomocą sąsiada i jego konia, nad staw przyturlałam olbrzymie kamienie. Kuzyni – rybacy, ofiarowali ryby. Dostałam węgorze, miętusy, sumy, liny – wszystkiego po kilka malutkich sztuk. Problemem stały się glony. Codziennie wyciągałam ich tony. Piękne, sprężyste, jak watolina, ale ciężkie jak diabli. Brakowało mi sił.
Wymyśliłam kaczki. Kupiłam trzy na targu, wpuściłam do stawu i nie dokarmiałam. Po 2 tygodniach po glonach nie było śladu, kaczki nie wychodziły na brzeg i o dziwo nie zniszczyły prawie roślin. Niestety nie miały u mnie dożywocia.
Pomału robiło się pięknie. Na Boże Narodzenie kupiłam karpia i choć to nie złota rybka - trzy życzenia i do wody. Staw miał 16 m długości i ok. 10m szerokości.
W 2000 roku, zauważyłam mokrą plamę na ziemi, oddaloną od mojego stawu ok. 25 m., w wyższej części działki. Oczywiście wzięłam szpadel i wykopałam oczko. Było tylko 3x1,5 i o,8 głębokie, ale po dwóch dniach pełne wody, a ja miałam blisko wodę do podlewania pomidorów, bo obok jest mała cieplarnia.
Nikt już nie pukał się w czoło. Mąż, który obserwował moje poczynania z dezaprobatą, teraz przyprowadzał znajomych i mnie chwalił. Byłam urobiona po pachy, ale dumna i szczęśliwa. Godzinami obserwowałam życie moich jeziorek. W górnym oczku pływały kolorowe karasie, rośliny rozrastały się błyskawicznie, woda pomalutku, ale systematycznie robiła się coraz klarowniejsza. Marzył mi się jeszcze strumień między oczkiem, a stawem. To był plan na następny rok.
Ale następny rok był rokiem mojej porażki. Na początku lipca 2001 Gdańsk został dotknięty klęską powodzi. Ludzie stracili domy, cóż to jest wobec mojej straty. Ja straciłam tylko moje marzenia i kilka lat pracy. Strumyczek, w którym było wody do kostek, w ciągu godziny przerodził się w rzekę szerokości Wisły. Wchłonął staw i oczko pod jabłonką, dając wolność rybom. Moje węgorze popłynęły do Sargassowego morza…
Wszystko było zamulone i nasiąknięte wodą. Przez dwa lata nie można było wejść do ogrodu. Nie chciało mi się nawet patrzeć przez okno. Nie macie pojęcia jak szybko zarasta taki zalany ogród.
W 2003 roku kuzyni przywieźli mi na zachętę nową partię ryb – to w ramach pomocy dla powodzian- powiedzieli. Kupiłam kolejne kaczki, żeby coś się działo na stawie. Było tam tylko metr wody i nie wiem, jakim cudem przeżyły w nim te ryby przez dwie kolejne zimy.
W ubiegłym roku znów koparka i pogłębianie stawu i oczka. Ryby w tym czasie mieszkały w wannie. W stawie była niezliczona ilość karasi, których nigdy tam nie wpuszczałam – musiały przypłynąć podczas powodzi. Dałam im wolność, ale w tym roku znów są ławice maluchów – skąd? Niech sobie będą.
Nie wiem ile czasu musi minąć, żebym mogła znów cieszyć się ogrodem i stawem. Jakoś nie mam już takiego zapału. Kupiłam jednak rurę i pompę, może będzie strumyk…Na razie jest w fazie projektu – jak ktoś powiedział – przyroda nie lubi pośpiechu.
Leoś znów sika i robi to na tyle głośno, że słyszę go w nocy jak sie obudzę. Może przyśni mi się kiedyś piękny staw i ten strumyk?
[ Dodano: 2006-05-30, 02:08 ]
Chyba nie w tym dziale co trzeba umieściłam swoją powieść. Przenieście to gdzie trzeba, bo ja już nie potrafię. A zdjęcia są w albumie : http://alinak.fotosik.pl/albumy/19544.html
Ostatnio zmieniony przez samuraj 2008-04-21, 20:06, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Maj 2006 Posty: 261 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2007-02-13, 02:25
Tom 10 napisał/a:
tam na molo to ufoludek stoi
Ano ufoludek. Przyleciał zza światów, bo trzeba nieziemskiej siły i zaparcia, żeby podołać takiej pracy. Może pomoże i coś z tego będzie...
A ufoludek tak naprawdę, to pamiątka po pasji mojego syna, który kiedyś przytargał go aż ze Słowacji, jak był na szkolnej wycieczce. Wszystko miał wtedy z UFO: i pościel, i zegarek, i koszulki, i gacie, i czasopisma, i diabli wiedzą co jeszcze.
Dziś dziecko wyrosło, ufoludka zamieniło na bardziej "namacalne" objekty i takim sposobem zamieszkał on w ogrodzie. Nie lubię takich ozdóbek, ale żal mi się zrobiło paskudztwa...
_________________ Pozdrawiam,
Ala
Ostatnio zmieniony przez AurorA 2007-02-15, 17:22, w całości zmieniany 1 raz
Dziś dziecko wyrosło, ufoludka zamieniło na bardziej "namacalne" objekty i takim sposobem zamieszkał on w ogrodzie. Nie lubię takich ozdóbek, ale żal mi się zrobiło paskudztwa...
Bardzo oryginalna ozdoba, to nie to co krasnal MI się podoba.
_________________ pozdrawiam arek
---------------------
oczko wodne żaden problem
PORADNIKPORTALSKLEP
Pomogła: 1 raz Dołączyła: 22 Maj 2006 Posty: 261 Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2007-02-14, 01:37
Ładuję akumulatory. W połowie marca jadę na narty do Włoch i to będą ostatnie chwile mojego zimowego lenistwa. Mam nadzieję, że jak wrócę, będę już mogła zacząć grzebać w ziemi. Jesienią nie wyglądało to już tak źle, może było jeszcze trochę łyso, ale był porządek, a to już COŚ.
Pomógł: 21 razy Dołączył: 15 Maj 2006 Posty: 2634 Skąd: Podkarpackie
Wysłany: 2007-02-14, 08:50
Alu tylko pogratulować wstało oko jak feniks z popiołów ta powódź to na pewno tragedia oby cię nie dotkneła nigdy więcej ,wiem coś o tym bo mieszkam też około 50 m od małej rzeczki szerokości 3 m która na wiosnę mnie straszy ostatnio już któryś rok pod rząd ale woda do mnie nie doszła i nie narobiła szkód co nie znaczy że nie miałem żadnych obaw, z trzech stron mnie atakowała ,najgorsze to było czekanie ,cała noc i dzień sprawdzanie poziomu rzeki czy opada czy się podnosi teraz wały popodnoszone na rzece ale z drugiej strony bo tam najwięcej wylewało, więc jak woda pójdzie bardzo duża to tym razem i ja mogę mieć problem
Pomógł: 69 razy Dołączył: 17 Sie 2006 Posty: 1931 Skąd: opolskie
Wysłany: 2007-02-14, 12:20
także alu życzę ci siły i zapału
u mnie jest wręcz odwrotnie --normalnie pustynia , sam piach , najbliższa rzeka to odra 12km czyli nie grożą mi takie kataklizmy
_________________ pozdrawiam Darek
Ryzyko zwiększa przyjemność......żyje się tylko raz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum